niedziela, 13 grudnia 2015

Ostatnio obejrzałam: Zanim się rozstaniemy

"Before we go" czyli "Zanim się rozejdziemy" to opowieść o dwójce ludzi których losy splatają się pewnej nocy. Brooke (Alice Eve) właśnie odjechał ostatni pociąg, w dodatku kilka chwil wcześniej została okradziona. Nie ma przy sobie dokumentów, pieniędzy a telefon nie działa. Pomóc jej postanawia Nick (Chris Evans), muzyk który grał właśnie na dworcu.




Po obejrzeniu tej produkcji mam mieszane uczucia. Z jednej strony miała ciekawy klimat, interesującą historię, a z drugiej coś mi w niej nie zagrało. Przede wszystkim nie lubię tego, co często zdarza się w filmach - kiedy spotykają się dwie osoby przeciwnej płci to twórcy próbują na siłę zrobić z nich parę, nawet kiedy nie ma między nimi chemii. 

[SPOILER] Nawet kiedy przez 90% filmu postacie nie wyglądają jakby były zbytnio zadowolone swoim towarzystwem, trudno uświadczyć jakiejś więzi między nimi, w dodatku zarzekają się że kochają inne osoby to i tak musi się skończyć  na buzi-buzi... Jedynie krótkie momenty mogą świadczyć o tym że jednak w jakimś stopniu dobrze im się ze sobą rozmawia czy spędza czas, ale gdyby to się skończyło namiastką przyjaźni to bym powiedziała że maks co może wyjść z tej relacji a tu... [KONIEC SPOILERA] 


 


Ktoś mi może zarzucić że po prostu tego nie czuję, chcę mieć coś czarno na białym albo może brak mi romantyzmu. Jednak ja po prostu miałam styczność z setkami lepiej napisanych par, które łączy świetna więź, a ich relację ogląda się z zachwytem i zapartym tchem - kibicując im i angażując się w przedstawioną opowieść.

Osobiście nie przepadam też za dwuznacznym zakończeniem. Ok, nie musi być wszystko powiedziane wprost. Jednak kiedy film urywa się przed podjęciem ważnej decyzji, przed wyborem, a szanse na to co się stanie dalej rozkładają się 50/50 to czuję jakby film był po prostu nie dokończony. Oczywiście są osoby które lubią kiedy nie ma konkretnego zakończenia i mogą je sami wykreować, jednak ja czuję się wtedy jakby ktoś rozebrał mnie na części ale już nie poskładał do kupy ;p Takie średnie uczucie ;p

Jednak mimo wymienionych wad, film ogląda się stosunkowo przyjemnie. Jeśli ktoś lubi wolno toczącą się fabułę, stopniowe odkrywanie kolejnych elementów historii to film dla niego. Raczej nie będzie to wasz najlepszy film w życiu czy nawet w roku, jednak w nudny wieczór można zahaczyć o ten obraz.

Ode mnie 5,5/10

A jakie jest wasze zdanie na temat tego filmu?


12 komentarzy:

  1. Dla mnie film był ciekawy, ale nic szczególnie specjalnego (czego spodziewałam się po tylu pozytywnych recenzjach). No ale- każdy ma swój gust :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze to nigdy nie słyszałam o tym filmie, ale myślę że w najbliższym czasie go obejrzę ;D
    http://sugarivett8.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam o tym filmie ale bardzo zaciekawiłaś mnie nim. Być może przypadnie mi do gustu, choć takie związki jak w filmach juz zaczynają powoli nudzić..
    Pozdrawiam
    wkomenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie obejrzę w świąteczny wieczór ^^
    CHCE SIĘ ŻYĆ - BLOG

    OdpowiedzUsuń
  5. Film dosyć fajny ale ja lubie troche inne gatunki filmowe
    spam2506.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nigdy nie oglądałam tego filmu, ale ogólnie nie przepadam za tym gatunkiem filmowym ;D
    /Liseł
    NASZ BLOG - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  7. nie oglądałam go, ale już sobie zapisuję.
    Sandicious

    OdpowiedzUsuń
  8. nie przepadam za tego typu filmami ,jednak obejrzałam bo kolezanka poleciłą
    http://happinessismytarget.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny post! :) Muszę koniecznie obejrzeć ten film. Obserwuje i liczę na to samo :) Zapraszam do mnie caroliv-photography.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Obejrzałam. I nie podobał mi się.
    Główna bohaterka - drażniła mnie od początku do końca. Jej tok myślenia i podjęte decyzje mnie denerwują. To jest osoba nieodpowiedzialna i niezdecydowana. Żadna z niej partnerka.

    SPOILER. Nie czuła się dobrze za granicą. Przyjechała na chwilę do rodzinnego kraju (spotkała "przeznaczonego" i jest dumna, że trzyma się tego wyboru). Nie ważne, że coś w jej związku się psuje czy nie psuje - nie musi nad nim pracować przecież to ten. Lepiej udawać, że się o niczym nie wie. Przecież to nie jej decyzja. To ten, który popsuł niech naprawia. Przecież jej ślubował. Nie może z nim szczerze porozmawiać, bo jak to z mężem? Lepiej to miesiącami dusić w sobie - samo się nareperuje, a wszystkie rany wyleczą. No nic, jest dalej "dorosła". I pisze list, ale czy on trafi do adresata, to już będzie decyzja przeznaczenia. Ależ nie - nie może na to pozwolić, bo przecież wyjdzie na tą złą. Nie ma to jak mówić, że się kocha męża (ale tylko raz powiedziała, nie zarzekała się), by za chwilę całować obcego sobie faceta (no, ale przecież on też jest jej przeznaczony - no bo wróżbita, bo znaki bla bla bla). Hipokryzja. Och, no i wreszcie podjęła jakąś decyzję. Ale czy na pewno?
    I tylko głównego bohatera mi żal - bo jest "trochę" w podobnej sytuacji, jak mąż tamtej po rozstaniu z byłą. Więc za jakiś czas może się okazać, że on też nie był jej przeznaczony.
    KONIEC SPOILERA.

    OdpowiedzUsuń